Avengers: Czas Ultrona
Avengers: Age of Ultron
Może nie powinnam, ale zwykłam patrzeć na filmy produkcji Marcela
inaczej niż na inne produkcje. Idąc na film o superbohaterach oczekujesz
konkretnych rzeczy. Wartkiej akcji, efektownych scen batalistycznych i
zgłębienia tajemnic życia niesamowitej postaci.
Co jeżeli zamiast jednego bohatera mamy ich kliku i naraz
wszystkich postanawiają dopaść własne demony? Co takiego doprowadzana
niesamowitą grupę Avengers na skraje zdrowia psychicznego? Zapraszam na krótką
recenzję Avengers: Czas Ultrona.
Zacznijmy jednak od początku.
Nasza grupa ma się dobrze. Od pierwszych minut widzimy ich kolokwialnie rzecz
ujmując w ”akcji”. Podczas szturmu na bazę Hydry dokonują(bardzo bolesnego)
odkrycia. Współpracownikami wrogiego obozu okazuje się „ulepszone” rodzeństwo,
które znacznie utrudnia im przeprowadzenie zadania. O ile Quicksilver zagrozić może
tylko fizycznie naszej drużynie, tylez umiejętności Scarlet Witch okażą się
dużo groźniejszew skutkach. Ta bowiem będzie podsycać niepokojące wizję, manipulować
myślami tym samym od środka niszczyć relacje. Jej działania będą też
niebezpośrednim bodźcem dla którego powstanie Ultron. Z chęci zemsty rodzeństwo
zaczyna z nim współpracować mając na celu likwidację superbohaterów, chociaż
szczególną niesympatię okazują Tonyemu Starkowi.
Kim jest zaś ów wspomniany i
przede wszystkim tytułowy bohater? Nie zdradzając za wiele z treści można
stwierdzić, że jest trochę zbuntowanym bohaterem. Stworzony z dobrych intencji,
postanawia zinterpretować je na swój sposób. W konsekwencji zaczyna uznawać, ze
najlepszym sposobem na ochronę świata, będzie likwidacja Avengers. A przy
okazji całej ludzkości.
Musze przyznać, że sceny walki
(zwłaszcza, że miałam okazję widzieć je w technice 3D) są bardzo imponujące mimo
iż tak naprawdę nie przepełniają one całego filmu- warto jednak na nie czekać. Oczywiście
szczególnie ciekawie prezentuje się ostateczna rozgrywka (na która trzeba
trochę czekać).
W filmie znalazło się miejsce na
dwa bardzo ciepłe, ładne (inaczej ciężko to określić, chociaż to słowo w tym
kontekście brzmi interesująco) wątki. Chodzi tutaj o rodzinę Sokolego Oka (ta
odmiana również brzmi ciekawie) oraz wątek miłosny między Czarną Wdową a Hulkiem/
Doktorem Banerem. Bardzo ładnie Ci bohaterowie w obliczu ciężkich przeżyć odnajdują
wspólny język i ukojenie w sobie nawzajem. Uważam jednak, ze niektóre ich
wspólne sceny były przerysowane. Za słodkie.
Podsumowując- warto wybrać się na
ten obraz. Jest to klasyczny, pełen dynamiki Marvel w którym jednak nie
zabrakło tym razem bardzo fabularnych przerywników. Film treściowo dotyka
trudnej przeszłości grupy tym samym wiele wnosząc do historii każdego z osobna.
Serdecznie polecam zarówno tą jak i poprzednią część serii.
Mój narzeczony choruje na ten film :)
OdpowiedzUsuń