STAR TREK
Nie ma chyba człowieka z któremu ten tytuł z CZYMŚ by się nie kojarzył. Możemy różnie go odbierać. Jednemu przed oczami od razu stanie wizja przezabawnie zasymulowanej nowoczesnej techniki, drugiemu kolorowe uniformy, a trzeciemu może nawet charakterystyczny gest wolkańskiego pozdrowienia. „Star trek” jest bowiem bardzo mocno zakorzenionym w popkulturze, niemalże zjawiskiem. Pełnometrażowy film, który na ekrany naszych kin wszedł w roku 2009 rzucił jednak nowe światło na klasykę Since fiction i nadał jej nowej jakości, jednocześnie otwierając historię dla szerszego grona widzów.

Co do kreacji prezentowanej przez aktorów. Osobiście nie
jestem fanką gry prezentowanej przez Chrisa Pinea, tu jednak nie drażnił mnie
tak bardzo. Dużo bardziej jednak podobała mi się kreacja Zacharego Quito,
którego śliczna prosta grzywka i brak wyrazu były wyjątkowo przekonujące. Szkoda,
że więcej uwagi nie poświęcono czarnemu charakterowi w którego wcielił się Eric
Bana, który bardzo zaimponował mi filmem „Ocalony”, a tu nie miał jak się
wykazać. A szkoda.

Szczególnie godnym uwagi aspektem jest muzyka użyta w
filmie. Ścieżka dźwiękowa autorstwa Michaela Giacchino wzmaga jeszcze szybkie
tempo akcji, wpasowując się idealnie w kosmiczne obrazy. Twórca znany z
tworzenia muzyki do bajek (za „Odlot” przyznano mu Oscara) idealnie wyczuł
specyficzny charakter filmów tego typu, dlatego możemy cieszyć się świetnym
wręcz soundtrackiem.
Podsumowując już. Star trek to świetne, niezobowiązujące
widowisko oparte na znanym większości widzów pomyśle. Obejrzenie powinno dać
satysfakcje wszystkim widzą, bez względu na wcześniejsze doświadczenia z serią
lub zupełnych ich braku. Z góry mogę polecić również kontynuacje, której
recenzja pojawi się tutaj w niedalekiej przyszłości.
Żyjcie długo i pomyślnie!
/Aniela
***
Teraz trochę prywaty! Ostatnio miałam przymusową przerwę, teraz wracam ze zdwojoną siłą i zapałem.
Nie wiedziałam, że można tak tęsknić za pisaniem.
Prześlij komentarz