Wstałam jak zwykle o 8:00. Nie lubię wcześnie wstawać, ale myśl o tym, że to jedyne wolne chwile dla mnie samej prędko wyciągają mnie z łóżka. Chodzę do I klasy liceum, w związku z tym mam na późniejszą zmianę, a co się z tym wiąże późno kończę. Te kilka porannych godzin, które samotnie spędzam w ogromnym domu są przytłaczające. Moi rodzice są obrzydliwie bogaci, więc nigdy nic mi nie brakuje. Do szkoły chodzę w eleganckich ubraniach, lecz nie myślcie, że uważana jestem na sztywniarę. To na pewno. Moja szkoła to jedno wielkie sztywniactwo. Chodzą tam same napuszone dzieci, w większości znanych ludzi, m.in. polityków, aktorów, menadżerów itp. Jest to elitarna szkoła, dlatego do niej chodzę. Chociaż sądzę, że rodzice nie puściliby mnie do zwykłej szkoły. Mają na tym punkcie fioła.
Nie żebym nie lubiła swojej szkoły. To bardzo fajne miejsce. Lubię się uczyć, więc staram się jak najwięcej czerpać z tego co nauczają. Niestety nie są to jakieś ciekawe rzeczy. Dlatego nie można mnie nazwać kujonem. Moje stopnie nie są bynajmniej zadowalające, Zamiast się uczyć najczęsciej czytam książki. Jest to bardzo ciekawa rozrywka, a dla mnie jedyna. Nie mam znajomych, a co dopiero przyjaciół. Jestem raczej niedostępna lecz nie nazwałabym siebie nieśmiałą. Jestem pełna sprzeczności. Pełna dopowiedzeń.
Po śniadaniu i porannej toalecie, jestem gotowa do wyjścia. Mam jeszcze 2 godziny, więc spokojnie siadam na miękkiej kanapie i sięgam po książkę. Moi rodzice nie szczędzą mi na książki, dlatego dorobiłam się własnej biblioteczki. Wchodząc do niej czuję się jak w niebie. Mogłabym z niej nie wychodzić. Uwielbiam zapach książek – każda pachnie inaczej. To jak ludzie. Każdy ma inny zapach, każdy pachnie historią, którą warto opowiedzieć, lecz również tajemnicą, której nie powinno się odkryć.
Minuty szybko mijają na lekturze. Dopiero gdy dzwoni mi telefon orientuję się, że jestem już spóźniona. Szybko łapię torbę z książkami i wybiegam z mieszkania. Do szkoły dojeżdżam najczęsciej tramwajem, by poczuć trochę trudności jaką zwykli ludzie muszą znosić. Rodzice woleliby bym jeździła samochodem z szoferem, ale ja uparcie stoję na swoim.
Gdy dobiegam do przystanku, wskakuję do tramwaju i siadam na miejscu przy oknie. Plusem późniejszej zmiany jest to, że przynajmniej nie ma tłoku w tramwajach. Zakładam słuchawki i zanużam się w lekurę.
Gdy słyszę pierwsze tony mojej ulubionej piosenki odrywam się od lektury i odwracam twarz ku słońcu. Przyjemne promienie utulają moją twarz pozwalając oderwać się od szarej rzeczywistości. Pomału odprężam się i rozpływam w ciepłych promieniach.
Nagle ciepło znika i zastepuje go cień. Odwracam głowę i otwieram oczy. Przede mną stoi dość wysoki, lekko umięśniony chłopak mniej więcej w moim wieku. Przyglądam mu się nie za bardzo wiedząc o co chodzi. Gdy porusza ustami domyślam się, że mówi coś do mnie i pośpiesznie ściągam słuchawki.
-Przepraszam, czy tu jest zajęte?-odzywa się nieznajomy.
Kompletnie nie wiem o co mu chodzi dopóki nie wskazuje na siedzenie obok. Zupełnie zapomniałam, że leży tam moja torba. Szybko zdjęłam ją z siedzenia,a chłopak widząc moje zakłopotanie ewidentnie jest zadowolony. Pomału uśmiecha się, co doprowadza mnie do szału. O co mu chodzi?
-Co się tak szczerzysz? - pytam rozzłoszczona.
-Twoje zmieszanie i nagła zmiana nastroju.-odpowiada. O co mu chodzi? A może to kompletny wariat? - Nie, nie jestem szalony.-Skąd on wie o czym ja myślę? - Wszystko maluje się na twojej twarzy. Gdybyś tylko zechciała zdjąć okularki z pewnością każda osoba w tym tramwaju mogłaby przeczytać każdy rozdział twojego życia.
Co ten wariat wygaduje!? Jednak zdejmuję okulary i czekam na reakcję przystojnego "szaleńca". Nigdy jeszcze nikogo nie nazwałam przystojnym. W ogóle nikt i się nigdy nie podobał. Żaden znany aktor, szkolny przystojniakczy ktokolwiek. Może jestem pod tym wzgędem dziwna, ale nikt nigdy nie wydał mi się choćby w przybliżeniu "ideałem", a tu pojawia się jakiś "psychol" i pierwsze co mam na myśli to, że jest przystojny. Co tu się dzieje?!
Lustuję go jeszcze raz wzrokiem i otrząsam się ze swoich przemysleń. Chyba coś nie ominęło, bo chłopak siedzi z utwartymi ustami kompletnie zaskoczony. Odwracam się szybko, by sprawdzić czy czegoś za mną nie ma, ale niczego niepokojącego tam nie widzę. Odrwacam się ponownie, ale jego wyraz twarzy się nie zmienia. Wpatruje się we mnie świdrującym spojrzeniem, przez co moje policzki od razu stają się czerwone i pośpiesznie patrzę, czy nikt nam się nie przygląda. Jednak wszyscy zajęci są swoimi sprawami. W końcu zaczynam się śmiać i pytam:
-To jest jakiś głupi sposób na podryw?
-Co?-pyta pośpiesznie.- Nie... Ale... Twoje oczy...
-Co z nimi?
-Są...
-O nie- przerywam mu. - Koniec. Wiedziałam, że to jakiś głupi żart. Proszę dać mi spokój, bo zawoła zaraz o pomoc i to się żle skończy.
Zakładam okulary i odwracam się do okna.
-Nie. Chodzi o to, że nic nie widzę. Twoje oczy... Ja po prostu nic w nich nie widzę. Proszę porozmawiaj ze mną jeszcze.
Zdziwiona odracam się. Czego on w nich nie widzi? Nabija się ze mnie? Moja rozsądna strona twierdzi, że na pewno to głupi żart, lecz nie przekonuje to mojej drugiej części. Wiem, po prostu wiem, że nie jest to żart, tylko coś poważnego.
-To co z tymi moimi oczami nie tam?
-Bo widzisz...
Przerywa mu głos mówiący o kontroli biletów. Szybko zaczyna zbierać swoje rzeczy i rzuca mi kartkę, mówiąc:
-To mój numer telefonu. Jeśli będziesz chciała i uda ci się to rozwiązać to napisz.
-Zaczekaj...
-Nie mogę. Na pewno się jeszcze spotkamy.

Wybiega z tramwaju, zostawiając mnie jednynie z jakąś głupią karteczką. Zaglądam do środka, lecz znajduję tak tylko te słowa:


"Chociaż działać przysięgam najszczerzej,
z całkowitą nieświadomością faktu,
jakby kto mógł pożądać jego towarzystwa."



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To już koniec jak na razie pierwszego rozdziału. Postaram się dodawać rozdziały mniej więcej raz w miesiącu. Piszcie jak podoba się Wam i jakie imiona dalibyście głównym bohaterom.



/Anonimowa Poetka


0 komentarze
 Akcja zczyna się, kiedy to Rosie (Lily Collins) świętuje swoje urodziny. Wraz ze swoim przyjacielem (Sam Claflin) wybiera się na imprezę, gdzie upija się do nieprzytomności. Dochodzi tam do swoistego wypadku, przez co Rosie nie pamięta wszystkich wydarzeń tego wieczoru (oczywiście alkohol też miał w tym swój udział).


„Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam gdzie się zatrzymasz dopadnie cię twoje życie.”


Po pewnym czasie Alex dostaje list z Harvardu, gdzie ubiegał się o stypendium, z informacją, że został przyjęty i otrzymał pełne stypendium. Od razu leci poinformować o tym swoją przyjaciółkę, z którą umawia się w kawiarni. Rosie również dostała list odnośnie przyjęcia na wymarzone studia, lecz nie jest ona w stanie tam polecieć. Bowiem na imprezie z okazji zakończenia szkoły zaszła ona w ciążę, co całkowicie uniemożliwia jej wylot na inny kontynent. Nie mówi jednak o tym Alexowi i obiecuje, że doleci do niego jak tylko będzie mogła. Chłopak nie wie o ciąży przyjaciółki i wyjeżdża do Ameryki, sądząc, że za niedlugo znowu się z nią zobaczy. Rosie jednak nie przyjeżdża zwodząc go kolejnymi wymówkami.


„Tam, na końcu tęczy, czeka na mnie spełnienie marzeń.”

Któregoś dnia nastolatka wraz ze swoją córką udaje się na spacer. Zosataje jednak przyłapana przez słynną Bethany. Chwilę później otwiera drzwi Alexowi, który przyjechał, by zobaczyć małą Katie. Niestety przyszły lekarz musi wrócić do Ameryki i zostawia Rosie.
Losy tej dwójki przez cały czas się przeplatają. Są dla siebie jak rodzeństwo. Znają swoje wszystkie sekrety, sny, jako jedyni rozumieją swoje dziwadztwa. Od dzieciństwa byli nierozłączni, lecz przypadek zechciał inaczej. Los nadal stara się ich ze sobą połączyć, lecz nie na długo. Mieszkając na dwóch różnych kontynentach starają utrzymać stały kontakt, ale nie zawsze się udaje. Gdy już mają się ku sobie nagle ktoś lub coś przeszkadza im.




Historia ta jest opowiedziana na przestrzeni lat. Pierwsza scena jest jeszcze z przedszkola, póżniej mamy nastoletnich przyjaciół, a na końcu dorosłych ludzi. W niecałe dwie godziny udało im się streścić większość życia tej dwójki. Jest to za razem wspaniałe jak i straszne, że czas płynie tak szybko, a oni zmarnowali tyle czasu. Jest to dla nas przestrogą, by korzystać z każdej chwili i starać się łapać szczęście, jak przysłowiowego byka za rogi. Nie powinniśmy bać się bycia w pełni szczęśliwymi i żądzać od życia tego co najlepsze.



"Love, Rosie" jest ekranizacją powieści Cecelii Ahern pt:"Na końcu tęczy". O wiele bardziej podoba mi się tytuł wzięty z filmu niż oryginalny. Jako, że przeczytałam również książkę, wystawię tutaj malutką recenzję. W fabule są często nawet duże różnice, lecz nie jest to bardzo znaczące. Wielkim zaskoczeniem dla mnie było to, że gdy zaczęłam czytać tę książkę byłam bardzo podekscytowana po obejrzeniu świetnego filmu, a gdy skończyłam to słowo rozczarowanie nie określiłoby w pełni moich odczuć co to książki. Jest ona zbiorem SMSów, maili i listów. Na początku wydaje się to fajne, ale tak na prawdę jest skrajnie męczące. Wiemy co się dzieje tylko z późniejszych relacji. To jeszcze może nie wydaje się jakieś straszne, dlatego podam przykład. Ktoś wysyła zaproszenie na ślub. Ktoś dziękuje za zaproszenie. Następnie mamy już "fajnie było na śłubie". W filmie od razu widzimy co się dzieje i nie jako co myślą bohaterowie. Dlatego jeśli ktoś czytał książkę niech obejrzy film. A kto oglądał tylko film, może przeczytać książkę, tylko jeśli naprawdę chce się dowiedzieć jak wygląda pierwotna fabuła .



Jak dla mnie aktorzy są świetnie dobrani. Drobniutka, ale twarda Lily Collins świetnie sprawdza się jako wypróbowywana przez los Rosie Dunne. Przystojny, szarmandzki Sam Claflin został stworzony do roli opiekuńczego Alexa Stewarta. Dodatkowo kilka pomniejszych ról (nie mniej ważnych), takich jak tata Rosie, czy jej przyjaciółka poznana w aptece, zostały świetnie dorane i zagrane. Bardzo fajna muzyka i zdjęcia dopełniają całości.



„Dorośli, powinni brać przykład z dzieci i nie bać się życia, iść na całość w przypadku wytyczonych sobie celów.”


Historia Rosie Dunne, dziewczyny, która ma takiego pecha, że chce się płakać, jest dobra dla całej rodziny, paczki, która chce spędzić miło czas, zakochanych, czy chociażby dla ludzi, którzy myślą, że ich życie jest beznadziejne. Dopiero po tym filmie zrozumiecie co to beznadziejne życie. Lecz nie jest to film o złości na okropny świat, czy smutku (chociaż nie raz łezka sięw oku zakręci). Jest to jak najbardziej film o sile przyjaźni, spełnianiu marzeń i szukaniu szczęścia.



Polecam ją wszystkim i uważam za obowiązkową pozycję każdego, kto choć raz zwątpił w piękno życia i swoje szczęście. Bo warto go szukać chociażby na końcu tęczy!






/Anonimowa Poetka
1 komentarze





NOC MUZEÓW 2015


Noc muzeów. Impreza znana, lubiana, licznie uczęszczana. Ta mi najbliższa- Krakowska niestety odbyła się w nocy z piątku na sobotę co znacznie przynajmniej w moim wypadku okazało się znacznym utrudnieniem. Nie zmienia to jednak faktu, że była ona warta uwagi i nocnego spaceru. W parunastu zdaniach streszcze co ciekawsze wystaw/muzea, które odwiedziłam.

Muzeum Lotnictwa jest odwiedzane przeze mnie często, w gruncie rzeczy prawie regularnie. Znam je, więc bardzo dobrze, ale przechadzanie się w nocy w pięknie oświetlonej (niestety tylko części) ekspozycji na zewnątrz było bardzo miłym przeżyciem, zwłaszcza przy intensywnej muzyce dożerającej z Czyżynaliów. Warto wspomnieć o licznych grupach rekonstrukcyjnych przemykających po całym muzeum. Bardzo udana organizacja.  

W gmachu główmy Muzeum Narodowego nie spędziłam zbyt wiele czasu. Ograniczyłam się w gruncie rzeczy  do obejrzenia wystawy Legiony Polskie 1914-1918 na którą wybierałam się nomen omen od blisko roku.
Szczególnie spodobała mi się bardzo bogata kolekcja mundurów (uważni znaleźć na ścianach mogą nawet wykroje na te cuda) i prace artystów służących legionach. Liczne, bardzo różnorodne prace plastyczne, szczególnie portrety.

Dość specyficzną wystawę można było obejrzeć zaś niewiele dalej. "Między Wschodem a Zachodem. Od Damaszku do Andaluzji. Pieniądz islamski w wiekach średnich", bo taką niezwykle długą i złożoną nazwę ona nosi można było podziwiać w Muzeum  im. Emeryka Hutten-Czapskiego na ulicy Piłsudskiego 12. Do obejrzenia były niezliczone ilości monet i innych form pieniądza, bardzo ładnie skatalogowane i opisane. Interaktywne ekrany zawierające numer i zdjęcie każdego z przedstawionych eksponentów usprawniało oglądanie rzeczy nas tak naprawdę interesujących.

Galeria Sztuki Starożytnej od godziny 23.00 proponowała bardzo ciekawą formie zwiedzania. Przy przygaszonych światłach z pomocą latarki przemierzanie wystawy niezwykle różnorodnej- zawierającej zarówno przedmioty codziennego użytku jaki rzeźby czy zdecydowanie bardzo interesującą sztukę związaną z grzebaniem zmarłych w starożytnym Egipcie. Tu szczególnie konstruktywnie można był spędzić czas- jedynym problemem okazały się prawdziwe tłumy, które w tym muzeum zastałam.

Kończąc wywody chciałabym jeszcze raz podkreślić, że Noc Muzeów to wspaniała inicjatywa. Daje niesamowite możliwości zobaczenia wystaw na które czasem po prostu winny sposób odwiedzić się nie da. Na kolejną polecam wybrać się z planem działania. I latarką. Może okazać się przydatna.




/Aniela
1 komentarze
"Na początku też w to nie wierzyłem, ale bogowie olimpijscy istnieją i czasem mają ze śmiertelnikami dzieci. To istoty półkrwi. Należę do nich. Jestem Percy Jackson, syn Posejdona, boga mórz."




Kończy się rok szkolny, a Percy'ego nie nękały żadne potwory. Uczęszcza on do szkoły podstawowej Meriwether. Jest to jedna z "postępowych" szkół w centrum Manhattanu. Spotkał on tam nowego przyjaciela – Tysona. Jest on wysokim, lekko opóźnionym chłopcem, który mieszka w pudełku po lodówce.

"Wszyscy widzą we mnie potwora. Czasem myślę, że mają rację."

Życie Percy'ego płynie spokojnie, bez większych kłopotów. Nie bił się ani razu, nie wpakował w większe kłopoty. Aż do czasu...




Po grze w zbijaka z Lajstrygonami, Percy'ego znajdujeAnnabeth i wraz z Tysonem uciekają do Obozu Herosów. Jednak, gdy przybywają na miejsce Obóz jest w opłakanym stanie. Sosna obumiera przez truciznę, cały las pogrąża się w ciemności. Chejron zostaje zwolniony, a na jego miejsce zatrudniono Tantala – bladego, strasznie chudego mężczyznę, który nie może niczego zjeść ani wypić. Jest on z góry źle nastawiony do Percy'ego i już na początku ich znajomości radzi Percy'emu, aby nie wpakował się w żadne kłopoty (oczywiście zakładając z góry, że jest to niemożliwe).
Młodemu herosowi co noc śni się jego przyjaciel – Grover. Wyjechał on na misję w poszukiwaniu Pana – boskiego satyra, czczonego i poszukiwanego przez wieki, przez satyrów. Jeszcze żaden podróżnik nie wrócił z tej wyprawy żywy, dlatego przyjaciele bardzo martwią się o Grovera. Dodatkowo sny obrazujące niewolę młodego satyra zwiększają ich niepokój.
Syn Posejdona postanawia wyruszyć wraz z Annabeth i Tysonem na poszukiwanie Złotego Runa – jedynej rzeczy, która jest w stanie uratować Obóz. Jednak Tantal postanawia powierzyć tę misję komuś innemu, a mianowicie Clarisse – największemu wrogowi Percy'ego. Młody heros wymyka się jednak z przyjaciółmi na tajną misję, lecz w czasie podróży spotyka go wiele przygód nie zawsze wesołych.
Czy uda mu się znaleźć Złote Runo? I czy zdąży na czas?



Dodatkowo na jaw zaczyna wychodzić przepowiednia dotycząca Percy'ego. Nie jest ona pozytywna dla młodego herosa. Dowiadujemy się również, że Kronos postanawia powrócić i ma plany dotyczące naszego bohatera.


„Nie wolno przekreślać nikogo z rodziny, niezależnie od tego, jak ten ktoś się o to stara. Nie ważne, jak bardzo cię nienawidzą, jak cię zawstydzają albo po prostu nie doceniają twojego geniuszu, mimo że wynalazłeś internet...”


"Percy Jackson i Morze Potworów" to już druga powieść Ricka Riordana. Przepełniona mitologią, starożytnymi zwierzętami, przepowiedniami. Tym razem poruszamy się raczej po terytorium Posejdona, w poszukiwaniu tajemniczego Morza Potworów. Akcja toczy się na statkach, wyspach, a nawet w podwodnym świecie. Raczej nie spotykamy się z nazbyt szczegółowymi opisami przyrody, ani zwierząt – działa tu przede wszystkim nasza wyobraźnia. Piękne zwierzęta, potwory to w większości kreowane przez nas postacie. To właśnie wpływa na oryginalność tej powieści. Dla każdego świat ten wygląda zgoła inaczej.


"Prawdziwy świat jest tam gdzie są potwory. Dopiero tam przekonujesz się ile jesteś wart."


Książka jest napisana prostym, swobodnym i łatwym do zrozumienia językiem. Jest to przede wszystkim powieść dla młodszych czytelników, ale fabuła sama w sobie jest powalająca i jakże realistyczna. Jest to jednak realizm nie dostępny dla wszystkich dorosłych, lecz bardziej dla dzieci, które potrafią marzyć, a ich wyobraźnia nie zna granic.



Jak na razie książki z tej serii są wysoko w moim księgozbiorze. Dawno nie czytałam powieści o tak porywającej fabule. Liczę na to, że kolejne części mnie nie rozczarują. Ten pełen magii świat jest urzekający, pełen humoru, lecz zawierający przejmujące, pełne napięcia momenty. Nie zabraknie smutku, chwili wzruszeń.

"-W takim razie dlaczego bogowie w ogóle pozwalają mi żyć? Bezpieczniej byłoby mnie zabić.
-To prawda.
-Dzięki."

Serdecznie zapraszam do sięgnięcia po tą lekturę wszystkich, którzy nadal mają czas, by marzyć. Pozwólcie sobie na chwilę odprężenia i przenieście się w wspaniały świat herosów, bogów i innych mitologicznych stworzeń.  


Tytuł:"Morze Potworów"
Cykl:"Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy" (tom 2)
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2009
Ilość stron:276
Ocena: 8/10
/Anonimowa Poetka

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Link do pierwszej części przygód Percy'ego:



0 komentarze

Avengers: Czas Ultrona
Avengers: Age of Ultron


Może nie powinnam, ale zwykłam patrzeć na filmy produkcji Marcela inaczej niż na inne produkcje. Idąc na film o superbohaterach oczekujesz konkretnych rzeczy. Wartkiej akcji, efektownych scen batalistycznych i zgłębienia tajemnic życia niesamowitej postaci.
Co jeżeli zamiast jednego bohatera mamy ich kliku i naraz wszystkich postanawiają dopaść własne demony? Co takiego doprowadzana niesamowitą grupę Avengers na skraje zdrowia psychicznego? Zapraszam na krótką recenzję Avengers: Czas Ultrona.                         

                                          
Zacznijmy jednak od początku. Nasza grupa ma się dobrze. Od pierwszych minut widzimy ich kolokwialnie rzecz ujmując w ”akcji”. Podczas szturmu na bazę Hydry dokonują(bardzo bolesnego) odkrycia. Współpracownikami wrogiego obozu okazuje się „ulepszone” rodzeństwo, które znacznie utrudnia im przeprowadzenie zadania. O ile Quicksilver zagrozić może tylko fizycznie naszej drużynie, tylez umiejętności Scarlet Witch okażą się dużo groźniejszew skutkach. Ta bowiem będzie podsycać niepokojące wizję, manipulować myślami tym samym od środka niszczyć relacje. Jej działania będą też niebezpośrednim bodźcem dla którego powstanie Ultron. Z chęci zemsty rodzeństwo zaczyna z nim współpracować mając na celu likwidację superbohaterów, chociaż szczególną niesympatię okazują Tonyemu Starkowi.
 
Kim jest zaś ów wspomniany i przede wszystkim tytułowy bohater? Nie zdradzając za wiele z treści można stwierdzić, że jest trochę zbuntowanym bohaterem. Stworzony z dobrych intencji, postanawia zinterpretować je na swój sposób. W konsekwencji zaczyna uznawać, ze najlepszym sposobem na ochronę świata, będzie likwidacja Avengers. A przy okazji całej ludzkości.
Musze przyznać, że sceny walki (zwłaszcza, że miałam okazję widzieć je w technice 3D) są bardzo imponujące mimo iż tak naprawdę nie przepełniają one całego filmu- warto jednak na nie czekać. Oczywiście szczególnie ciekawie prezentuje się ostateczna rozgrywka (na która trzeba trochę czekać).


W filmie znalazło się miejsce na dwa bardzo ciepłe, ładne (inaczej ciężko to określić, chociaż to słowo w tym kontekście brzmi interesująco) wątki. Chodzi tutaj o rodzinę Sokolego Oka (ta odmiana również brzmi ciekawie) oraz wątek miłosny między Czarną Wdową a Hulkiem/ Doktorem Banerem. Bardzo ładnie Ci bohaterowie w obliczu ciężkich przeżyć odnajdują wspólny język i ukojenie w sobie nawzajem. Uważam jednak, ze niektóre ich wspólne sceny były przerysowane. Za słodkie.


 Warto tez przyjrzeć się kreacją nowych bohaterów. Mimo iż Scarlet Witch, która naprawdę ciekawym powiewem świeżości nie ma tak naprawdę za wiele wnoszących codo treści kwestii razem z bratem kreują razem szybkim bratem wizję bardzo przywiązanego do siebie rodzeństwa. Dobrze patrzy się również na ich przemianę podczas seansu. Od złości i chęci zemsty po pragnienie ratowania świata. Trochę przewrotne.


Podsumowując- warto wybrać się na ten obraz. Jest to klasyczny, pełen dynamiki Marvel w którym jednak nie zabrakło tym razem bardzo fabularnych przerywników. Film treściowo dotyka trudnej przeszłości grupy tym samym wiele wnosząc do historii każdego z osobna. Serdecznie polecam zarówno tą jak i poprzednią część serii.


/Aniela
1 komentarze


Film przedstawia historię Tima Lake – rudowłosego, młodego, lekko ciamajdowatego brytyjczyka, który w wieku 21 lat dowiaduje się, że może przenosić się w przeszłość. Mężczyźni w jego rodzinie mają możliwość przemieszczania się w czasie, lecz tylko w przeszłość i to w obrębie ich życia. Tim musi zastanowić się do czego chce użyć swoich "magicnych mocy". Jego dziadek oddał się gromadzeniu pieniędzy, co się dla niego źle skończyło. Jego ojciec wybrał książki – czytał, a następnie cofał się i czytał nową powieść. Młody Lake postanawia jednak znaleźć miłość, ponieważ nie wychodzi mu to na co dzień za dobrze, dlatego będzie naprawiał swoje błędy przez podróże w czasie.



Brzmi to całkiem fajnie, lecz żeby przenieść się w przeszłość trzeba wejść do ciemnego pomieszczenia, zacisnąć pięści, zamknąć oczy i pomyśleć o danej chwili. To sprawia, że sytuacje, w których dwudziestojednolatek chce przenieść się w czasie, stają się dość zabawne. Na przykład, gdy miał posmarować dziewczynie plecy, cały olejek wylał się na nią, a on zamiast to naprawić biegnie do domu schować się do szafy. No to raczej nie jest normalne.





Tim poznaje ukochaną ze swoich snów całkiem przypadkiem – idzie z wkurzającym kumplem do knajpki prowadzonej przez niewidomych, gdzie jest całkiem ciemno. Siada on przy stoliku dziewczyny doskonałej i razem rozmawiają przez całą kolację. Potem spotykają się na zewnątrz i wymieniają numerami. Żadnej magii. Ale...



Młody brytyjczyk mieszka u mało znanego reżysera, który przygotowywuje się do przedstawienia. W dniu spektaklu Tim idzie na kolacje, a przedstawienie okazjue się klapą. Lake szybko biegnie do szafy i cofa się w przeszłość, gdzie idzie na przedstawienie Harry'ego. Spektakl okazuje się fenomenem, lecz Tim nie poznaje Mary.
Postanawia ją odnaleźć za pomocą informacji, które zdobył na jej temat w czasie kolacji.




Film nabiera rozpędu, główny bohater popełnia coraz więcej błędów, a każdy poważniejszy w skutkach. Dochodzi do tego, że rodzą mu się zupełnnie inne dzieci. Tim musi umieć przystopować i zacząć cieszyć się zwykłym, nudnym życiem.




"About time" jest piękną, refleksyjną opowieścią o dorastaniu. Gdy mały, niezdarny chłopiec musi postarać się zdobyć miłość, stać prawdziwym mężczyzną. Ten nieporadny, samotny, intelektualista wykorzystuje dar, który został mu dany, aby znaleźć miłość. Nie szuka on pieniędzy, nie chce przeczytac wszystkich książek świata. On chce zdobyć miłość swojego życia i cieszyć się nia do końca swych dni. Jest to najpiękniejszy pomysł na życie i tylko nieliczni są w stanie na niego wpaść.





Najpiękniejsza w całym filmie jest puenta. Nie chcę jej Wam zdradzać, gdyż moglibyście nie chcieć oglądnąć tej wspaniałej historii. Opowieść wielu momentach wzrusza, czasem nie możemy wyrobić z wycieraniem łez. Prawdy przekazywane w tym filmie są pełne mądrości, zapierające pełnię prawdy życiowej.
"About time" zmusza do refleksji, zastanowienia, czy my – ludzi, którzy nie możemy podróżowac w czasie – dobrze wykorzystujemy czas dany nam na ziemi. Czy odpowiednio duzo czasu poświęcamy rodzinie, sobie? Czy cieszymy się z małych chwil?



Świetnie dobrane role:Domhnall Gleeson jako Tim, Rachel McAdams jako Mary, Bill Nighy jako Tata. Wszystko wyreżyserował Richard Curtis, który stworzył również scenariusz. Świetną muzyką zajął się Nick Laird-Clowes, a piękne zdjęcia zrobił John Guleserian.
Dzięki tej wspaniałej zgraji i wielu innym ludziom film jest wspaniałą opowieścią o miłości, bez ani grama kiczu.





Polecam ta wspaniałą i wzruszającą opowieść wszystkim, którzy żyją w pośpiechu, twierdzą, że ich żyje jest straszne. Po tym filmie powinni zmienić swój światopogląd o 180°.
A wszystkich innych zachęcam do cieszenia się chwilą!




/Anonimowa Poetka
1 komentarze

"(...)Dobrze się zastanów, zanim zabierzesz się za lekturę tej książki. Jeśli poczujesz, że coś w tobie poruszyła – jeśli zaczniesz podejrzewać, że ta opowieść ma coś wpólnego z twoim życiem – NATYCHMIAST PRZERWIJ LEKTURĘ! W przeciwnym wypadku nie odpowiadam za rezultaty.
I niech bogowie olipijscy (którzy oczywiście nie istnieją) mają cię w opiece."




Percy Jackson jest niesfornym dwunastolatkiem z dysleksją i ADHD. Ciągle pakuje się w kłopoty, słabo idzie mu w szkole, nie ma przyjaciół. Co roku ląduje w innej szkole. Jest dopiero w szóstej klasie, a już był w pięciu różnych szkołach. Obecnie uczęszcza do Yancy Academy, prywatnej szkoły z internatem dla dzieciz problemami, znajdującej się na północy stanu Nowy Jork. Ma tam jednego przyjaciela – Grovera, który ma problemy z nogami przez co musi poruszać się o kulach.

„Nawet siła musi czasem ustąpić przed rozumem.”

Pewnego dnia klasa Percy'ego pojechała na wycieczkę do muzeum Metropolitan Museum of Art na wystawę o starożytnej Grecji i Rzymie. W czasie zwiedzania nastolatek zostaje zaatakowany przez Erynie- wysłanniczke Hadesa, z czego ledwo uchodzi z życiem. Musi uciekać z miasta razem ze swoją mamą. Jadą na wakacje, lecz w nocy do drzwi puka zaniepokojony Grover, lecz bez spodni. Zamiast nic ma włochate kopyta jak u kozy. Pomaga Jacksonom uciec przed Minotarem, lecz tuż przed Obozem Herosów potwór łapie mamę młodego półboga i przenosi ją do Hadesu. Percy po zabiciu Minotaura mdleje i budzi się dopiero w obozowisku. Poznaje tam piekną Annabeth- córkę Ateny i Luke'a – syna Hermesa.




Po niedługim czasie okazuje się, że ktoś ukradł piorun piorunów Zeusa, a oskarżony jest Posejdon. Największy Bóg twierdzi, że Pan Mórz wysłał swojego syna, aby ten ukradł jego największy skarb i stawia ultimatum: jeśli do przesilenia letniego nie zostanie mu zwrócony największy piorun, wypowie on wojne.
Percy dostaje zatem ważną mosję – musi odnaleźć piorun i oddać go Zeusowi. Na wyprawę wyrusza wraz z przyjaciółmi – Groverem i Annabeth. Jednak jego myśli wciąż krążą wokół przepowiedni. Nie jest ona bowiem pomyślna, a młody heros stara się jej unikać i odpycha od siebie myśl, że mogłaby być ona prawdziwa.

"Percy Jackson i Bogowie Olimpu. Złodziej pioruna" jest napisana prostym językiem, łatwym do zrozumienia młodym czytelnikom. Książka nasycona jest nawiązaniami do mitologii. Ba! Można nawet powiedzieć, że tworzy nową mitologię. Czytelnik spotyka się tu bowiem ze światem, w którym Bogowie olimpijscy istnieją. Młodzi herosi krążą między nami, czasem nawet nie świadomi kim naprawdę są. Pełen realizm sprawia, że jesteśmy pewni, że na 600 piętrze Empire State Bulding znajduje się Olimp.
W książce jest jednak mało długich dokładnych opisów. Czasem się takie zdarzają, np. opis Olimpu, lecz w większości coś się po prostu gdzieś dzieje. Nie ma kilkuwersowych opisów przyrody, które zawsze pojawiają się w książkach dla młodzieży. Możemy, więc stwierdzić, że ta powieść jest raczej dla młodszych czytelników, ale jeśli bierzemy pod uwagę samą historię to jest ona dobra dla każdego.

„Zbyt wielka wiedza o przyszłości nigdy nie wychodzi na dobre.”


Świat wykreowany prze Ricka Riordana jest jak najbardzej realny. Rzecz dzieje się na terenie całej Ameryki. Raz jesteśmy w Nowym Jorku, by zaraz pojechac do Las Vegas, a stamtąd do Los Angeles. Jest to świetna podróż, pozwalająca przypomnieć sobie czasy, kiedy to mieliśmy dwanaście lat (tyle bowiem ma tytułowy bohater). Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do jego wieku, ponieważ zachowyje się on jak dużo starszy chłopak. Oceniałam go zawsze, jako szesnastolatka. Dopiero później przyzwycziłam się do jego wieku.



Historia jest przezabawna, pełna uśmiechu, lecz nie brakuje również nutki grozy. Książkę polecam i dorosłym, i dzieciom, jako bardzo dobry powód, by na chwilę odetchnąć od codzinnego życia i wejść w świat herosów, bogów i innych mitologicznych stworzeń. A ja zabieram się za kolejną część, nie mogąc się doczekać w jakie to tarapaty wpadnie znowu Percy.


Tytuł:"Percy Jackson i Złodziej Pioruna"
Cykl:"Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy" (tom 1)
Autor: Rick Riodan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 360
Ocena:8,5/10


/Anonimowa Poetka




Zapraszam serdecznie do komentowania i na nasz profil facebook'owy.
Nasz facebook'owy profil



0 komentarze